Znajdziesz nas w Google+ lewym pasem: Mrożona pizza piaty dzień z rzędu

sobota, 13 października 2012

Mrożona pizza piaty dzień z rzędu

Wiecie co jest fajne w publicznym dzieleniu się swoimi przemyśleniami na jakiś temat? To, że czasem dzięki temu ktoś postanawia wyciągnąć własne wnioski na temat poruszonego tematu. Fakt, że dość często są to wnioski inne niż moje nic jest niczym dziwnym. To w sumie nawet pozytywne, że inni maja własny punkt widzenia.

Tak też było tym razem. Moje przemyślenia na temat ceny nowej Toyoty skłonił zaprzyjaźniona blogerkę do wyciągnięcia własnych wniosków. Nie pozostaje nic innego jak odpowiedzieć – bo chociaż autorka działa w dobrej wierze, próbując jako „ambasador marki Toyota” brać w obronę GT86 to jednak chyba nie do końca rozumie co chciałem przekazać swoim wpisem.
Zauważ bowiem (uwielbiam to mszalne słowo) Szanowna Koleżanko, że ja wbrew pozorom w żaden sposób nie krytykuję samochodu. Nie twierdzę, że jest brzydki lub że źle jeździ – ja jedynie zwracam uwagę, że to nie jest tanie coupe „dla ludu”. Zachodzi podobna sytuacja jak w przypadku koreańskiego samochodu którym byłaś mocno zachwycona kilka miesięcy temu. Pamiętasz jak pisałaś: „Już to widzę jak za parę lat młodzi gniewni siedzący na forach motoryzacyjnych (bo przecież za tych kilka lat ludzie będą ze sobą rozmawiać tylko w ten sposób) będą sobie polecać nawzajem Genesis Coupe jako najlepszą opcję do nauki driftu. Bo niedrogi, bo mocny, bo daje fan, a jak się wywali z niego zbędne rzeczy to waga piórkowa. I nie szkoda, jak się rozwali, bo to w końcu tylko Hyundai. Takich aut potrzebuje świat! Takich aut potrzebujemy my, którzy nie traktujemy samochodu jak maszyny do przetransportowania ludków z punktu a bo punktu z. Co mi po najnowszym BMW czy Porsche? Takim samochodom po prostu żal jest dać porządny wycisk, a właściciele na samą myśl o zarysowanym zderzaku czy feldze dostają palpitacji serca. Nie mówiąc już o opcji typu nieudany drift i zaliczenie krawężnika, który nagle wyrósł ni stąd ni zowąd. Hyundaia nie żal skatować, nie żal zarysować.” 
Można by wręcz pomyśleć, że to bajka. Mocne, tylnonapędowe coupe, które jest na tyle tanie, że nie żal go „skatować” czy też „zaliczyć krawężnik”. Pomijam fakt, że kiedy pisałaś tamten wpis to Genesis nie był wcale tanim samochodem – kosztował tyle co obecnie GT86 a jego mocniejsza odmiana była wydatkiem rzędu 34 tysięcy euro. Zazdroszczę zasobności portfela – mi skrzywione zawieszenie czy pogięta felga w, jak sugerujesz, zabawce do upalania kosztującej 30 tysięcy euro raczej zepsułaby humor.

Teraz trochę się zmieniło. Genesis nie zawojował rynku. Młodzi adepci driftu nie rzucili się na niego niczym przysłowiowy „szczerbaty na sucharki”.
Obecnie nowy Genesis kosztuje 17990 euro – Toyota GT86 kosztuje 29990 euro. Koncepcja ta sama, moc praktycznie ta sama. Jedyna różnica to DWANAŚCIE TYSIĘCY EURO różnicy w cenie. Naturalnie możesz też zdecydować się Genesis V6. Wtedy zamiast 218 koni mechanicznych dostaniesz zgrabne stadko 303 koni w cenie, uwaga, 22990 euro.
W dodatku Genesis jest wszystkim tym o czym piszesz – typem, który nie ciągnie za sobą balastu w postaci tradycji marki czy oczekiwań fanów. To czysta karta - „Bo to auto niczego nie próbuje udowodnić. Jest jak siedzący przy barze facet w znoszonych jeansach i przybrudzonej koszuli ze szklanką szkockiej bez lodu. Daleko mu do tego przy stoliku po prawej lalusia w garniturku i błyszczących lakierkach popijającego z wyuczoną gracją czerwone wino.”
W sumie dobrze, że o tym wspominasz. Próba udowadniania czegokolwiek... GT86 raczej tego zrobi bo i co ma udowodnić? Że oferuje te same osiągi, które oferowała 13 lat temu Honda S2000? Masz racje, GT86 to nie „laluś w garniturku i błyszczących lakierkach” - to laluś, który zostawił te lakierki w domu. Teraz jest cool, ma modne wytarte spodnie i brudną koszulę. Szkoda tylko, że to te ciuchy to efekt zamierzony. Coś jak swego czasu modne wśród nastolatek cięcie spodni lub szorowanie ich pumeksem aby wyglądały jakby były noszone od lat. Na pierwszy rzut oka niby „stara szkoła”, już na drugi buntowniczy styl ubierania – ale tylko po szkole żeby ocena z zachowania nie spadła.
Wybacz, ale naprawdę uważasz, że to auto w kontekście innych modeli Toyoty jest czymś rewolucyjnym? Masz rację, sportowy samochód to nie tylko liczba koni i suche liczby. To również emocje wymieszane z odpowiednią dawką perfekcjonizmu i bezkompromisowości.


Pamiętasz to auto? Mniej niż tona wagi, w najmocniejszej wersji doładowany mechanicznie silnik o mocy 145 koni i co najważniejsze, napęd który wydawać by się mogło jest zarezerwowany dla aut z kategorii supercars.


A to? Druga generacja MR2. Auto w wersji wolnossącej posiadało 180 koni. Było to tylko 20 koni mniej niż ma GT86 – tyle, że to było 19(!) lat temu. Również 19 lat temu można było nabyć o auto z silnikiem turbo o mocy 242 koni. Możesz mi wytłumaczyć w jaki sposób ów „swobodnie oddychający boxer” jest krokiem naprzód? Przy okazji, polecam przejażdżkę MR2– najlepiej gdy będzie padać...
A może mam wspomnieć o kilku generacjach noszących wdzięczną nazwę Celica? A może Supra?
Wybacz, ale dla mnie GT86 to właśnie to o czym piszesz - „mrożona pizza piąty dzień z rzędu”. W ciągu ostatnich kilku lat mieliśmy sporo takich samochodów. Była Honda S2000, były Mazdy MX-5 i RX-8, były kolejne generacje BMW 125i, był Hyundai Genesis...

A i jeszcze jedno: „Chyba naprawdę nie jest z nami już za dobrze, skoro istota auta to czas w jakim przyspiesza do setki. A przecież kiedy zajrzymy nowej Toyocie pod maskę, szybko zorientujemy się, że ktoś tam pomyślał o miejscu na dodatkowe turbo czy IC. Ten samochód bowiem (uwielbiam to mszalne słowo) to dopiero początek, baza do modyfikacji. A jeżeli ciężko Ci to zrozumieć, to znaczy że to auto nie dla Ciebie i powinieneś iść do Opla po nową Corsę.”
Miło, ze zdałaś sobie trud aby sprawdzić co producent, czyli Toyota/Subaru mówią na ten temat. Żadna z firm nie przewiduje wersji turbo. Owszem, Subaru mówi o wersji STi, ale będzie to wersja wolnossąca o zawrotnej mocy 240 koni mechanicznych. Jeśli więc ktoś pomyślał o miejscu turbo/IC to na pewno nie producent.
A że pod maskę da się zmieścić turbo lub intercooler? Pewnie, że się da. Tuningować da się każde auto. To tylko i wyłącznie kwestia budżetu. Argument raczej pomijalny w takiej dyskusji. A jeśli trudno Ci to zrozumieć to znak, że powinnaś kupić coś co się do tuningu nadaje – np. Lancera Evolution. W końcu kosztuje on tylko 33490 euro – to AŻ o 11% więcej niż super tania GT86....

P. S. Co do sugestii, że Corsa jest tym czym powinienem się poruszać – cóż, zmilczę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz